Mam nieskromne poczucie, że kilka razy w życiu zdarzyło się mi wyprzedzić czas. Niekoniecznie jest ono prawdziwe. Mam świadomość, że to być może wyłącznie moje osobiste przeświadczenie, stwarzające jedynie pozory mnie lepszego. Jednak to poczucie w swym założeniu niejednokrotnie z pewnością okazywało się skuteczne. Mobilizowało i dodawało odwagi, a niekiedy w zderzeniu z rzeczywistością, choć bywało bolesne, uczyło także pokory. W każdym razie, jeśli tylko potrafiłem wyciągnąć wnioski, bez względu na osiągnięty mój drobny, ale osobisty sukces, czy też porażkę, oceniam je jako metodę skutecznej motywacji.
Kiedy kilka lat temu zaczynałem biegać miałem podobne przeświadczenie. Oczywiście przede wszystkim powodem, dla którego się zdecydowałem było moje zdrowie, jednak i w tym przypadku świadomość, iż należę do tej niewielkiej społeczności biegaczy, była pociągająca. Te ironiczne spojrzenia ludzi mnie mijających, były moją dodatkową motywacją. Nie miałem wtedy też wątpliwości, że to się zmieni i zmieniło się bardzo szybko. Zacząłem widywać biegaczy coraz częściej, a nawet przez chwilę zrobiło się tłoczno. Nie robiło to także już wrażenia na napotkanych spacerujących osobach. Staliśmy się przewidywalnym elementem krajobrazu.
Po kilku latach biegania zacząłem myśleć o triathlonie. Choć Samo bieganie przestało mi wystarczać, jednak w konsekwencji okazuje się dla mnie najważniejszeą dyscypliną, to z niewiadomych powodów decyzję o triathlonie odkładałem na później. W międzyczasie pojawiła się jeszcze przygoda ze wspinaczką, ale myśl o tri cały czas zaprzątała mój umysł. Decyzję właściwie podjąłem niedawno, zaledwie w ubiegłym roku i znowu mam poczucie, być może niesłuszne, że byłem mały krok przed. Choć już zdecydowana większość wie czym jest triathlon, to jednak najlepszy czas tej dyscypliny jeszcze chyba przed nami. Kto wie, być może okaże się ona bardziej popularna niż bieganie. Oczywiście mam świadomość, że to mało prawdopodobne, ale zbyt wiele razy się myliłem, aby mieć pewność.
Nie zaskoczysz mnie myśląc, że to moje niepotrzebne dywagacje, zbyt daleko odbiegające od tematu. Chaotyczne ujęcie kilku nieznaczących osobistych historii. Jednak nie mogłem opisać ich inaczej, gdyż takie one były, a właście są nadal. Bezładne, niepoukładane, sprawiające wrażenie niemających logicznego wytłumaczenia. Jednak to ciągłe poszukiwanie, drążenie tych kilku osobistych aspektów, doprowadziło mnie do najbardziej słusznej i racjonalnej decyzji.
Bywam ambitnym amatorem sportu. Choć z różnym skutkiem, to uwielbiam sukcesywnie sięgać po więcej. Nie będę też ukrywał, jak duże znaczenie mają dla mnie historie Richa Rolla i Scotta Jurka. Mam świadomość, że nigdy nie osiągnę ich sportowego poziomu, jednak im po prostu zazdroszczę. Dlatego musiałem też się przekonać, co oznacza być wege. Pierwotnie zrobiłem to wyłącznie z powodów egoistycznych. Chciałem być szybszy, uwierzyłem, że wegańska dieta pomoże mi w osiągnieciu idealnej wagi startowej oraz oczyści mój organizm. Marzyłem o kolejnych celach sportowych, więc zdecydowałem się nie tylko na odstawienie mięsa, ale wszystkich produktów pochodzenia zwierzęcego. Decyzje podjąłem w jednej chwili, bez rozważania. Docierały do mnie sugestie innych, abym zmieniał swoje nawyki żywieniowe stopniowo, na początek rezygnując tylko z części produktów zwierzęcych, jednak ja wiedziałem, że ta decyzja musi być radykalna. Podjąłem ją w ubiegłym roku, chwilę po decyzji o przygodzie z triathlonem.
Z wzorowego mięsożercy stałem się weganinem i nie zdawałem sobie sprawy, że zmieni mnie to na wielu płaszczyznach. Pod względem sportowym osiągnąłem więcej, jednak aktualnie gdybym nawet przestał uprawiać sport, czego absolutnie sobie nie wyobrażam, nie zmieniłbym już swojej definicji żywienia. Zbyt wiele dzięki niej wspaniałego zawdzięczam – przede wszystkim zdrowie, fantastyczne samopoczucie i znacznie częstszy uśmiech na twarzy. Niby niewiele, a jednak dla większości to trudne do osiągniecia. Prócz osobistych zmian ma to wpływ również na moje otoczenie i bliskich. Nie wszyscy okazują zrozumienie, ale są też tacy, którzy zdecydowali się spróbować być wege. Nie ukrywam, że stało się to moim sposobem życia i wręcz emanuuje ze mnie, jednak nikogo nie przekonuję, tym bardziej nie zmuszam, ale nie potrafię przestać się tym cieszyć.
Tym razem wyprzedziłem sam siebie.
Łukasz Pura, Run Easier
Dodaj komentarz